czwartek, 14 kwietnia 2016

Życie snem

Po dniu pełnym wrażeń Pan Jacek zasnął jak dziecko. Zresztą nigdy nie miał problemów ze snem. Co więcej- zawsze, gdy zdarzyła się jakaś nieprzespana noc wypełniona pracą lub czuwaniem, organizm musiał dochodzić do siebie i odsypiać przemęczenie w dwójnasób.
Po przebudzeniu dzień rozpoczął się bez zbędnych niepokojów i nieprzyjemnych niespodzianek. Śniadanie, radio, przegląd wiadomości w internecie, zabawy z psem, lektura. Przy lekturze począł odczuwać pewne znużenie i krótko przysnął. Po przebudzeniu dzień ów nie różnił się już niczym od innych dni starszego, samotnie mieszkającego pana na emeryturze, no bo i czym mógłby się różnić.  Wieczorem sen nadszedł wraz ze znużeniem i jak  co wieczór- resztki świadomości powiodły Pana Jacka do łóżka. Oczywiście zasnął praktycznie w momencie przyłożenia głowy do poduszki.
Następnego dnia sen trwał nieco dłużej. Potem śniadanie, wiadomości radiowe, przegląd internetu. Obudziło go lizanie psa po bezwładnie zwieszonej ręce. Kiedy ciało odzyskało jako taką świadomość, zorientował się, że głowa leży na klawiaturze a na ekranie dzieją się jakieś dziwne historie. Wypuścił psa na podwórze i poszedł do łóżka, żeby dokończyć sen.

Obudził się w pałacu- u wezgłowia siedział wierny Maxymilian, wpatrujący się z miłością w swojego Pana. Zdziwiony Pan Jacek rozejrzał się uważnie po komnacie. Wyglądało na jakieś wnętrze filmowe- no bo przecież nie mógł być to autentyczny pałac! A może to sen? Przypomniał sobie zaśnięcie przy komputerze. Jednak wiele wskazywało, że nie jest to marzenie- wszystko było rzeczywiste, barwne, pełne zapachów i intensywności- nie tak jak dotychczas w ponurych, czarno-białych snach, w których fragmenty wydarzeń pojawiały się w sobie tylko znanym porządku, niewyraźne-zamglone, nie do uchwycenia, rozpływające się pod wpływem dotyku niczym gęsta, brudna ciecz.
Zdezorientowany wyjrzał przez okno. Wzrok bezwiednie prześlizgnął się po pustym dziedzińcu i sylwetkach żołnierzy z kuszami, halabardami i mieczami, przyczajonych nieruchomo, patrzących w przestrzeń poza murami. Ze swoistego letargu wyrwało go skrzypienie otwieranych drzwi, w których pojawił się szambelan, krzyknął "Idą" i natychmiast zniknął. Pies szczeknął w odpowiedzi i znieruchomiał. Drzwi się zatrzasnęły a Pan Jacek usłyszał zgrzyt przekręcanego w zamku klucza. Ten krótki komunikat jednak najwyraźniej nic nie znaczył, gdyż przyklejone do murów cienie ani drgnęły. Nie pojawił się też na horyzoncie żaden wróg, ani tym bardziej nikt nie zaczął szturmować bram. Sam Pan Jacek uległ temu hipnotyzującemu bezruchowi, bezczasowości i pustce.

Obudził się, gdy był już czas na obiad. Pies drapał do drzwi i popiskiwał. Dalszy rytm dnia wprawdzie nie uległ zaburzeniu ale Pan Jacek już do samego wieczora myślał o swoim śnie- tak niezwykle rzeczywistym. Co więcej- zaczęło mu się wydawać, że świat wokół niego troszeczkę poszarzał- potrawy straciły na smakowitości a i wzrok jakby się trochę pogorszył, bo świat stał się w rzeczy samej mniej wyraźny.

W komnacie nadal było pusto a żołnierze osłonięci murami obronnymi tkwili nieruchomo. Nie odczuwał głodu, pragnienia, ani potrzeby wykonania jakiegokolwiek ruchu. O upływie czasu świadczył tylko ruch drzew poruszanych wiatrem, przelatujące ptaki i owady ale też przebiegające od czasu do czasy w różnych kierunkach  zwierzęta. Świat przyrody zadziwiał lekkością i zwiewnością bytu, w przeciwieństwie do świata ludzi, który tkwił w ołowianym bezruchu, oczekiwaniu na to co nieuchronne i nieodgadnione.

Tym razem senność ogarnęła pana Jacka już w trakcie śniadania.  Dobrnięcie do końca posiłku okazało się nie lada wyczynem. Powieki bardzo ciążyły a ciało odczuwało ten bezwład charakterystyczny ostatnimi czasy dla tych późnych wieczorów, kiedy to zmęczenie trwaniem zmuszało do natychmiastowego udania się na spoczynek. Nie sposób było utrzymać świadomości ani cokolwiek zaplanować. Senne znużenie nie dałoby się w żaden sposób pokonać. Zresztą po co pan Jacek miałby to robić, skoro samo znużenie było tak przyjemne. W tym momencie uświadomił sobie, że jego senność jest zwiększającą się naturalnie potrzebą organizmu a z drugiej strony jednocześnie czymś w rodzaju uzależnienia, któremu można się oddawać z lubością i bez konsekwencji, jakie normalnie są następstwem innych uzależnień. 
Tym razem złożone ciało miało już nigdy się nie podnieść.  

Widok za oknem pałacowym nie zmieniał się mimo upływu lat. Drzwi już nigdy się nie uchyliły a żołnierze zamarli na wieczność na swoich stanowiskach. Stał patrząc i rozmyślał. Pozbawiony jakichkolwiek potrzeb dociekał co jest jawą a co snem. Dlaczego nic nie musi ani niczego nie chce. Skąd bierze się niemoc i brak. 

Kiedy już stracił poczucie czasu uświadomił sobie, że jest Bogiem. Rzeczywistość, o której myślał że jest prawdziwa, była tak naprawdę snem i mogła istnieć tylko i wyłącznie dopóki On śnił. Sen Boga był gwarantem życia i upływającego czasu a co za tym idzie- trwania. Wiedział też, że już nigdy nie zaśnie i nie będzie mógł ożywić tamtego świata. Że jego wieczne czuwanie oznacza zatem koniec tamtego wyśnionego świata.

I wreszcie uświadomił sobie, że ta nieruchoma rzeczywistość, w której utknął już na wieczność, bez możliwości zmiany czegokolwiek, wykonania najmniejszego chociażby ruchu, jest piekłem, na które skazał go ktoś inny. Nie wiadomo tylko czy mądry Człowiek, który umarł i dlatego niejako Bóg umarł wraz z nim, czy też przemyślny Szatan, który zastawił pułapkę na wszystkich: Boga, Człowieka i Wszechświat. Bóg miał teraz wystarczająco dużo czasu, żeby przemyśleć tę zagadkę na nieskończenie wiele sposobów.