Promotor był uznanym profesorem, który jednak miał sporo wrogów, ponieważ nie przejmował się specjalnie opiniami swoich kolegów. Dorobek był mocny, nie do podważenia i składał się głównie z artykułów publikowanych w czasopismach z listy filadelfijskiej. Index Hirscha też czynił wrażenie. Każdy, kto choć trochę wiedział jak funkcjonuje nauka, nie miał wątpliwości, że to pierwsza liga światowa.
Nic więc dziwnego, że i tym razem profesor miał w głębokim poważaniu, kto będzie recenzentem jego doktorantki. Zapobiegliwi koledzy zwykle umawiali sobie wcześniej recenzentów w jakiś sposób "pasujących" do tematu pracy, metodologii, albo po prostu znajomych, z którymi widywali się ciągle na tych samych sympozjach i kolejnych obronach. Kraj niby duży ale wszyscy specjaliści dobrze się znają. Profesor jednak był ponad to. Wierzył w naukę jako system i obiektywność ocen. Był też niezłomnie i beznadziejnie przekonany, co do tego, że chęć promocji dobrej nauki zawsze wygra w starciu z chęcią zemsty i upokorzenia.
Jakież było więc jego zdziwienie, kiedy przyszły dwie zupełnie sprzeczne recenzje. W jednej recenzent opisywał pracę jako wybitną, wkazywał na właściwie dobrane metody badań, rzetelnie poprowadzony proces badawczy, triangulacje, współczynniki, korelacje, kowariancje i cuda na kiju.
Drugi recenzent wydawał się, jakby czytał zgoła inną pracę. Wskazywał na liczne błędy metodologiczne, niewłaściwie postawione założenia a nawet źle sformułowane pytania badawcze i hipotezy. Konkluzja recenzji była negatywna.
Można było się nie zgodzić z recenzją i próbować ją podważyć. Oznaczało to jednak ogromne problemy i prawdopodobnie pożegnanie z doktoratem. Można było też zastosować jakieś sztuczki proceduralne, trudne do uzasadnienia, ale jednak możliwe przy odrobinie dobrej woli rady wydziału. Aczkolwiek tu czasem i tę odrobinę trudno było uzyskać. Można też było przepisać pracę na nowo, wraz ze zmianą założeń, problemów badawczych i hipotez, czyli z wysokiego, szczupłego bruneta zrobić niską, korpulentną blondynkę. Pozostawała jeszcze kwestia pierwszego recenzenta- jak on zareaguje na totalną przeróbkę pracy, którą ocenił przecież w pierwotnej wersji jako badzo dobrą. Może być różnie- albo obrazi się i sypnie nową recenzję negatywną, albo bedzie udawał, że wszystko jest w porządku. A może też się przekona do całkiem nowego ujęcia tematu.
Negatywna recenzja stała się powodem, dla którego postanowiłem sprawdzić wściekłego diabła tasmańskiego. Kim jest człowiek, który podważa ciężką pracę jednej z najbardziej inteligentnych osób, jakie zdarzyło mi się spotkać w życiu i jednocześnie kwestionuje przytomność promotora o niekwestionowanym dorobku i autorytecie w środowisku.
Był dziekanem na jednym z najlepszych polskich uniwersytetów. I w zasadzie na tym można by skończyć opis jego kompetencji. Ilość cytowań oraz Index Hirscha przyjmowały wartości mniejsze niż u doktorantki, której pracę oceniał. By też stosunkowo młody, co w zestawieniu z niskim dorobkiem sugerowało, że doszedł do pozycji Dziekana jakimiś dziwnymi nienaukowymi drogami i teraz musiał się niejako wykazać w środowisku, na przykład pisząc kompletnie idiotyczne negatywne recenzje. Z analizy dorobku wynikało również, że praktycznie pozostaje niezany w środowisku międzynarodowym.
Ostatecznie nader zastanawiające było więc to, kto i dlaczego zaproponował go na recenzenta. Nie mogły to być powody merytoryczne, gdyż zarówno temat nie pasował do dorobku naukowego, jak i znaczenie tego dorobku było mizerne. Piastowanie stanowiska Dziekana jednego z lepszych uniwerków chyba też nie mogło być wystarczającym powodem.
Zatem?
Jedyne co mi przychodziło do głowy to brudne uniwersyteckie rozgrywki skorumpowanych moralnie koterii profesorskich. Od dawana słyszałem, że Profesor miał w środowisku wielu wrogów, którzy życzyli mu jak najgorzej. "Odpowiednio" dobrany recenzent wpisuje się w szerszą koncepcję niszczenia autorytetu. Ofiary w postaci doktorantek, złej opinii instytutu lub wydziału, całego tego odium i kombinacji, nie mają specjalnego znaczenia. Ważna jest demonstracja siły i pokazanie miejsca w szeregu. Dzikość bandy. Wściekłość psów. Kibolski prymitywizm ukryty pod białymi kołnierzykami i aksamitnymi rękawiczkami.
Wszystko to na oczach Wielkiej Rady Doskonałości Naukowej, której członkowie czasem nawet publicznie piętnowali niewłaściwe praktyki w zakresie promocji naukowych. Nigdy jednak publicznie nie byli w stanie zwrócić się przeciwko koledze.
A co dalej z pracą? Zgwałcona i przerobiona została w nowej wersji wysłana do tych samych recenzentów.