środa, 28 maja 2014

Apokryf

Od urodzenia wyczuwał czyjąś obecność. W dodatku odnosił nieodparte wrażenie, że jest  bacznie obserwowany i oceniany.  Czasem był to impuls do głębszej lub płytszej refleksji nad samym sobą. Czuł, że życie ma jakiś dalece ukryty sens, którego zwykły człowiek nie jest w stanie przeniknąć nawet, gdyby żył miliony lat . Pozostawało więc tylko wierzyć w ten sens i przeczuwać go bezrozumnie, nie mając żadnych argumentów.
Mógł w zasadzie żyć w spokoju i nikt nie domyśliłby się jego rozterek, gdyby nie apetyt na mięso. Po 30 latach życia w zgodzie z subtelnymi regułami moralnymi, których istnienia znakomita większość ludzi nawet nie podejrzewała, zdecydował się porzucić wegetarianizm i wrócić do diety mięsnej. Ten wybór miał swoje określone konsekwencje. Odpowiednio spreparowane przez mistrzów masarskich mięso miało zawsze wyborny smak. Nie mógł przy tym wiedzieć, że był to efekt skomplikowanych zabiegów operowania polepszaczami i substancjami uzależniającymi, powoli ale skutecznie rujnującymi zdrowie. Po zażyciu kilku plasterków zwykłej kiełbasy nie można było nie pragnąć następnych. Z drugiej strony odczuwał ciągle, przy najmniejszym nawet kęsie, ten rodzaj obrzydzenia wobec siebie i świata, który prowadzi do depresji i w końcu do  prób samobójczych. Wiedział dobrze o procedurach zabijania, ćwiartowania i mielenia. Widział jak to się robi a w dzieciństwie nawet sam zabijał. Teraz jednak sam fakt odbierania życia istocie czującej napawał go obrzydzeniem, trwogą i bezkresnym smutkiem. I tak każdy kęs napełniał kubki smakowe intensywnym i mdłym wymazem śmierci, a umysł obrzydliwością i winą.
Wydawało się przy tym, że cierpienie jest gwarancją życia dla niego samego. Jedząc mięso bał się więc nieustannie, że jego prywatny bóg zabije go, jak tylko przestanie on odczuwać obrzydzenie. Na szczęście  (sic!) wszystko wskazywało na to, że obrzydzenie nigdy się nie skończy i prędzej ono go zabije niż jakaś nadprzyrodzona siła.

Bóg długo się zastanawiał, jak to zrobić, żeby nikt się nie domyślił jego udziału. Jeżeli coś pójdzie nie tak i działanie wzbudzi czyjeś podejrzenia, to znowu będą opowiadali o nim, że jest nieudolnym demiurgiem, albo nawet niektórzy przestaną wierzyć i się bać. Musiał wyczekać na odpowiedni moment. Nie obeszłoby go to wcale, gdyby człowiek nie wierzył, ale sam ten fakt był na tyle ważny, że bóg starał się sprostać wierzeniom człowieka. Zadziałać a nie ujawnić się- oto zadanie godne najwyższego boga.

Mięso stało się przejściem między światami. Komunią śmierci, obrzydzenia i zaprogramowanego, nieodwracalnego rozkładu. Miejscem spotkania boga i człowieka. Jeden pilnował drugiego i sam siebie jednocześnie do czasu aż bóg zmarł. Wówczas człowiek poczuł się osamotniony, nie na miejscu i bez sensu, aż w końcu popadł w nieuleczalną melancholię. W jednej chwili zobaczył bezsens istnienia. Jego życie mogło się zakończyć lub trwać- jedno i drugie nie miało znaczenia. Przestał się bać. Wtedy zabił go nagle i znienacka zmartwychwstały bóg. Rzucając samolotem o Alpy. Świadomość roztrzaskała się na skałach i nigdy już nie odrodziła- w żadnym równoległym świecie ani czasie.

Apokryph
wersja niemiecka dostępna w wydawnictwie Lebensreise od lipca 2014 r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz