Zahamowałem. Kierowca z tyłu również nacisnął hamulec i omalże nie wpadł na mnie. Niczego nie było ani na drodze ani obok niej. A mógłbym przysiąc, że na poboczu zauważyłem jakby cień powidoku, skaczącego wprost na przednią szybę. Ale poza tym nic się już nie wydarzyło. Prawie w tej samej chwili zapomniałem o wszystkim a reszta dnia minęła bez żadnych przygód. W następnych tygodniach nie uświadamiałem sobie, że coś jest nie tak, bo wszystko zdawało się być dokładnie takie samo jak było do tej pory. Pamiętam, że pół roku później- w styczniu, pojawiła się u nas zorza polarna i wtedy coś częściej rozbłyskało rozrzucając coraz więcej powidocznych zjaw. Wtedy również nie rozpoznawałem żadnych istotnych zmian w otaczającej rzeczywistości. Myślałem, że te wszystkie delikatne lśnienia, odblaski, cienie i pęknięcia to tylko naturalne pozostałości nienaturalnej zorzy.
Zorientowałem się w charakterze zmiany, gdy zobaczyłem zmarłych chodzących między żywymi. To stało się nagle. Spadła zasłona i ujrzałem cienie wędrujące w różnych kierunkach, bez ładu i składu, stojące, obserwujące, przemieszczające się lub zapadające się w sobie z żałości. W żadnym z nich nie było jakiejkolwiek światłości czy szczęścia- ani jednego nawet pasemka odbitego światła. Nie tyle mnie to wówczas przeraziło, co zadziwiło. Zatem ten drugi świat jednak istnieje i najwyraźniej rządzi się całkiem odmiennymi prawami, jakby nie istniały dla tych zjaw ani czas, ani przestrzeń, ani my.
Później jakoś zupełnie niepostrzeżenie nadszedł ten czas, kiedy cienie, powidoki i pęknięcia towarzyszyły mi już bez przerwy. I wtedy właśnie uświadomiłem sobie (choć wcześniej nie byłem w stanie nawet przeczuć), że oto zbliża się największe zagrożenie.
Kontradykcje i wzajemne zaprzeczenia. Uderzyły mnie tak samo nagle i gwałtownie jak wcześniejsza aberracja. Znowu w jednej chwili zalały mnie: żałość i ból i współczucie i cała rozpacz połączonych światów. Uświadomiłem sobie, że ta jasna strona codzienności- uśmiechy, szczęście, radość i wszystkie najwspanialsze osiągnięcia ludzkości; mnogich kultur i cywilizacji- są niczym politura przykrywająca to, co stanowi trwałą bazę oraz istotę zarazem, swego rodzaju esencję rzeczywistości. Spod cienkiej warstwy prześwitywała jednak nieubłaganie otchłań.
Jako pierwsza biła fala złości i agresji, napędzana rozpaczą topionych kociąt, mordowanych zwierząt rzeźnych i katowanych na śmierć dzieci. Tego wszystkiego, co dzieje się na co dzień, a czego nie chcą dostrzegać tak zwani dobrzy ludzie. Już sama ta kumulacja wrażeń z ukrytego pokładu rzeczywistości była nie do zniesienia jak duszna część nocy. Upadłem na kolana, ciśnięty uderzeniem huraganu złości, zimna i mdłości. Kompletnie pozbawiony woli życia, zapadnięty w eskę, rozedrgany niedającą się opanować lękliwą nerwowością.
Jako druga uderzyła we mnie fala zimnej obojętności. Takiej, przy pomocy której mogą zabijać idioci u władzy, mający w głębokiej pogardzie każdego, kto słabszy, zdolny, pracowity lub tylko pozostający w zależności. Z nią nadeszła rezygnacja a potem- nienaturalny spokój.
A potem cisza.
Wtedy zrozumiałem, że działanie ma dokładnie taki sam sens jak niedziałanie i nieobecność. Światy żywych i umarłych wprawdzie współistnieją ale nie są w stanie się połączyć ani nawet przeniknąć. Jeden to chłodna martwa materia, drugi to zimny i nieczuły duch. A to, co nerwowe, gorące i żywe to tylko orgazmiczne błyski i napięcia. Zwitki i kwintesencje energii, zupełnie niespójnie skupione w przypadkowych miejscach. Przyjemne skoki hormonów i fajerwerki emocji ale kompletnie bez znaczenia.
To działać czy niedziałać?
OdpowiedzUsuńZabijający idioci u władzy mają w pogardzie wszystko...
Tylko skąd u tej władzy się wzięli? Czy nie z niedziałania tych, którym już nie zależy? A może z działania tych, którym jeszcze zależy, tylko nie wiedzą, że to i tak wszystko jedno jedno, kogo wybiorą, bo jemu tylko na tym zależy, żeby zostać wybranym, a jeżeli wybierze się takiego, który jednak nie chce zawieźć wybierających go, to i tak ten, którego nie wybrano, a też mu zależało, żeby wybranym zostać, ale ma w pogardzie wszystko, zwłaszcza to, czego chcą wybierający, doprowadzi wybierających do stanu rozgoryczenia, albo przynajmniej będzie do tego dążył i podważać będzie autorytet wybranego, i tak w kółko...
Więc działać czy niedziałać?
Czy być dobrym człowiekiem i widzieć zło tego świata, czy być tak zwanym dobrym człowiekiem i starać się tego zła nie czynić jednocześnie udając, że się nie widzi, że inni go czynią, bo ile można zdziałać nie udając, skoro i tak źli ludzie będą robić swoje, bez względu na to, co będą robić ci dobrzy, nie ci tak zwani dobrzy, bo ci źli mają w pogardzie wszystko...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNie jestem przekonana, czy takie opowiadania powinno się czytać przed zaśnięciem, ale pewnie przemawia przeze mnie pewnego rodzaju przekora... A czy przez Pana również? Czy jest Pan przekorny? Te opowiadania to balansowanie między światem jawy i snu, pomiędzy rzeczywistością a koszmarem, a może przenikanie się koszmaru i... koszmaru? Bezsensu i bezsensu? Jednocześnie niezmiernie mnie intryguje, ale i przeraża fakt, jak wiele jest Pana w tych tekstach. Tylko teraz wypadałoby postawić pytanie, więcej jest niezrozumienia, żalu, rozczarowań i smutku do otaczającej nas codzienności i ludzi, czy może jednak gdzieś znajduje się taka ukryta radość, ale ja nadal nie potrafię jej wyłapać :)
OdpowiedzUsuń