dom który czyni szalonym
poniedziałek
zdecydowałem się, żeby zrobić to zlecenie dla uniwersytetu. wysłałem umowę do biura rektora
wtorek
rektor wezwał mnie, żebym osobiście złożył podpis. zajęło mi to cały dzień, bo najpierw musiałem uzyskać zgodę kanclerza a potem jeszcze znaleźć panią z działu kosztów, żeby kontrasygnowała dokument
środa
uniwersytet zaczyna weryfikować zakres kompetencji w mojej sprawie
tydzień później
dostałem informację, że umowa jest na niewłaściwym formularzu i muszę ją złożyć na nowo. musiałem powtórzyć całą procedurę rejestracji od nowa
dwa tygodnie później
dostałem telefon od szefowej działu kosztów, która poinformowała mnie, że nie może mnie znaleźć referentka pierwszego szczebla z księgowości
czwartek dwa tygodnie później
referentka pierwszego szczebla poinformowała mnie, że brakuje mi w umowie jako załącznika opinii kierowniczki obiektu, w którym miałem wykonać usługę
piątek
kierowniczka wyjechała na projekt badawczy do Chin i nie będzie jej przez ponad miesiąc, w jej zastępstwie decyzję musi podjąć prorektor, który jest chory i przebywa na zwolnieniu.
poniedziałek
sekretarka rektora jest chora- nie ma kto przygotować prorektorowi dokumentu na właściwym formularzu. mam sprawdzać codziennie, aż oboje będą zdrowi
wtorek
sytuacja się pogarsza. wszyscy są już chorzy w całym sekretariacie. Sekretariat został zamknięty i objęty kwarantanną.
udało mi się uzyskać podpis u samego rektora, który zastąpił w tej sprawie prorektora, który musiał zastąpić kierowniczkę.
środa
kanclerz nie wyraził zgody na finansowanie wkładu własnego uniwersytetu. mogę sprawę załatwiać dalej ale nie wiadomo czy uniwersytet nie wycofa się z umowy zupełnie
czwartek
trzeba kupić materiały, bo inaczej nie zdążę wykonać zlecenia dla uniwersytetu
nadal nie wiem czy kwestor zgodzi się na wkład własny uniwersytetu
piątek
rozmawiałem z rektorem. powiedział, żebym przystąpił do działania mimo braku zgody kwestora
poniedziałek
prorektor zobaczył moich pracowników na terenie obiektu. zapytał mnie o zgodę kierowniczki po czym nawrzeszczał, że nie uzyskałem ani jego zgody ani zgody rektora ani zgody referentki pierwszego szczebla. nie dał sobie wytłumaczyć, że mam już zgodę rektora. dodatkowo się nawywnętrzał, że w ogóle nie spełniam wymogów formalnych. dobrze, że nie wiedział o braku zgody kwestora
wtorek
portierka nie wpuściła moich robotników na teren obiektu. po interwencji rektora mogliśmy dokończyć prace
środa
kierowniczka działu kosztów zakwestionowała mi fakturę za materiały, bo nie było to załatwiane poprzez przetarg uniwersytecki ale na szczęście wystarczyło, że opisałem odpowiednio dokumenty na miejscu i wziąłem na siebie winę za niedopełnienie formalności
czwartek
chciałem zdać sprawozdanie, ale w dziale kosztów spotkałem tłum studentów zagranicznych, którzy przyjechali w ramach programu Erazmus+ i właśnie próbowali coś rozliczyć
piątek
dowiedziałem się, że jakiś niecierpliwy student wysadził gmach główny uniwersytetu w zamachu samobójczym
nikt mi już niczego nie rozliczy
to inni zostali rozliczeni
Samo życie...
OdpowiedzUsuńDziś mam taki sam nastrój, jak ten student.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że puenta opowiadania byłaby lepsza bez ostatniego zdania - wydźwięk opowiadania i tak narzuca myśl o "rozliczeniu innych", poza tym to zdanie jest zbyt patetyczne wzgledem calości, która jest w pewnym sensie absurdalna i ironiczna.