Był duszny, gorący, sierpniowy dzień. Temperatura dochodziła do 40 stopni. Minęło południe a autostopowicz ciągle wałęsał się po stacji benzynowej próbując namówić kogokolwiek na podwiezienie następne kilkaset kilometrów. Nie było sensu stać przy autostradzie z dwu powodów. Jeden to taki, że kiepskiej jakości asfalt się po prostu topił a stanie w jednym miejscu oznaczało powolne tonięcie w gęstej mazi.
Druga przyczyna była jeszcze ciekawsza. Kiedy biedna studencina stanęła pierwszy raz przy autostradzie próbując zatrzymać jakąś okazję, być może z wrodzonego pecha a być może na skutek nieszczęśliwego zbiegu okoliczności, zatrzymała patrol policji. Brzuchaty i wąsaty policjant wysiadł z gnijącego i rozpadającego się Poloneza Caro i pouczył studencinę, roztaczając przed nią nieciekawe wizje mandatu w wysokości połowy stypendium. To była bardzo mało interesująca wizja i spowodowała, że studencina poczłapała niepewnym krokiem w stronę najbliższej stacji benzynowej, zgodnie z twardą sugestią wąsatego brzuchatka, co występował w przechylonej na bakier czapce z wielkim białym lotniskiem.
Jak tylko klekoczący i charkoczący polonez oddalił się, zdesperowana studencina nie mogąca złapać nic od paru godzin, zawróciła i udała się na miejsce ostatniego postoju, żeby dalej próbować szczęścia. Nadzieje nie trwały nazbyt długo i okazały się płonne, bo tenże sam polonez przejeżdżał właśnie w drugą stronę i wąsaty brzuchatek nie omieszkał dostrzec studenciny, mającej sobie za nic twarde zalecenia przedstawiciela aparatu przymusu bezpośredniego.
Rozpoczął się pościg.
Ale nie jak w amerykańskim filmie. Studencina wiedziała, że z pełnym plecakiem nie ucieknie za daleko a wyrzucić wszystkie te skarby w postaci pogiętych aluminiowych turystycznych garnków i ciuchów roboczych i dresów i konserw, to byłaby przecież strata większa niż największy mandat (chociaż prawdę powiedziawszy studencina będą w hierarchii rodzinnej gdzieś tam zaraz po psie, nie miała doświadczenia w kontaktach z przedstawicielami władzy, więc nie mogła wiedzieć ile naprawdę kosztują mandaty). Oczywiście zawsze pozostawała opcja kamikadze- rzucenie plecaka gdzieś w krzaki, żeby policja nie wywęszyła tak łatwo i cwał na oślep przez pola porośnięte ostami, dziką różą i innym dziadostwem, raniącym do krwi i wbijającym się w tkankę mięśni, rozrywającym skórę; potykając i przewracając się a może jak 'dobrze' pójdzie to łamiąc 'giry i pazury' (bardzo popularny zwrot w Poznaniu- studencina słyszała go regularnie jak matka częstowała nim na powitanie ojca wracającego nad ranem w stanie kompletnego upojenia alkoholowego, najczęściej utytłanego w błocie jak nieboskie stworzenie i pooblewanego jakimiś niezidentyfikowanymi cieczami).
No tak. Przyznajmy- nie były to dobre opcje. Raczej gorsza i jeszcze gorsza. Studencina wybrała więc inne rozwiązanie. Spokojny powrót na stację i oczekiwanie na przyjazd mundurowych, wierząc święcie w moc swoich świeżo nabytych na studiach kompetencji negocjacyjnych. Minęła chwila krótsza, nic można by było przypuszczać i panowie zaparkowali przy dystrybutorze paliwa (pewnie chcieli połączyć przyjemne z pożytecznym). Spokojnie skierowali swoje kroki w stronę wiadomego osobnika, który siedział sobie równie spokojnie na barierkach przy stacji i konsumował jabłko. Już z daleka można było się zorientować, że ten spokój osobnika jest sztywny, wystudiowany, udawany i najwyraźniej źle odgrywany. Całe ciało było raczej napięte jak struna dobrze nastrojonego fortepianu- w tym akurat momencie nastrojonego na jakąś sonatę Belzebuba albo inne szatańskie granie na nerwach.
Zbliżając się do rzeczonego osobnika, jeden z policjantów, czerwony z wściekłości na całej głowie niczym indyk, sięgał lewą ręką po mandatownik a prawą po dlugopis. Dochodząc do celu miał już wszystko w pogotowiu i zaczynał pisać. Drugi policjant- chudy, do niczego niepodobny, towarzyszył brzuchatkowi w tym marszu, w nieco ociężały sposób, powłócząc nogami, z pewnym rozbawieniem na twarzy. Coś tu nie grało- pyknik był choleryczny a sangwinik... melancholiczno- ironiczny. Czyżby grali w dobrego i złego policjanta ale coś im się poprzestawiało? Czy to tylko gra wyobraźni sfrustrowanego studenta?
Bez żadnych wstępów ani dyskusji, pyknik międląc pod nosem ciężkie przekleństwa, bynajmniej nieakademickie, zabrał się do metodycznego przepytywania z danych osobowych, przy milczącej asyście kolegi o głupawo- ironicznym uśmiechu zastygłym na twarzy.
Studencina rozpoczęła długi i żmudny proces negocjacji, jednak wszystkie argumenty odbijały się od policjantów jakby były jakimiś opowieściami z mchu i paproci, a jedyną odpowiedź stanowiły serie pytań o dane osobowe. Kiedy brzuchatek zaczął tracić cierpliwość a studencina zdała sobie sprawę, ze mandat przyjdzie do domu rodzinnego, gdzie matka najpierw dostanie zawału a potem przyszykuje sobie długiego sękatego kija na powitanie syna marnotrawnego, co na mandaty traci ojcowiznę, wtedy to winowajca rzucił się najpierw do rąk przedstawiciela władzy, obśliniając go i zalewając siebie i jego łzami o wielkości grochu a następnie padł do stóp panów policjantów jęcząc i zawodząc na swój los przeklęty, krzywdę, głupotę i nieszczęśliwe zbiegi okoliczności. Policjanci podnieśli osobnika i jęli go uspokajać, żeby już przestał, że nie zaaplikują mu dla nauczki i rozpamiętywania 24 godziny ścisłego aresztu i że gotowi są mu darować, żeby tylko się już uspokoił i żeby nie trzeba było wzywać pogotowia do człowieka w apopleksji (tak naprawdę chodziło im o to, żeby już przestał wyczyniać te fanaberie i nie robił im siary).
Kiedy odjechali mundurowi a studencina doszła nieco do siebie, rozpoczął się metodyczny obchód stacji benzynowej w poszukiwaniu kierowcy, który mógłby zabrać dodatkowego pasażera z plecakiem. Ludzie stosowali mnóstwo uników, żeby tylko odmówić. Jedni nie mieli miejsca, inni ubezpieczenia, jeszcze inni zaufania, albo pieniędzy (!) albo paliwa, albo ochoty czy przyjemności (niektórzy nie mieli nawet przyjemności porozmawiać, bo traktowali studencinę jak powietrze, nie odpowiadając na pytania, a zapłaciwszy za paliwo ulatniali się w mgnieniu oka z placu). W końcu zmęczona całym dniem studencina przysiadła na barierce w tym samym miejscu gdzie rozpoczęła się była wcześniej walka o przetrwanie, zastanawiając się coraz bardziej intensywnie co dalej i czy wracać na przełaj do miasta, czy zrobić sobie posłanie z mchu, trawy i liści na pobliskim rżysku i przekimać do następnego dnia, żeby rozpocząć polowanie na kierowcę od nowa skoro świt. Oczywiście zaraz po zjedzeniu puszki sardynek w oleju z chlebomarchewką i załatwieniu potrzeb fizjologicznych w pobliskich krzakach, przez które nie zdecydował się przedzierać w dzikim rajdzie.
Jego rozmyślania przerwał ryk Porsche wjeżdżającego na stację. Z samochodu wysiadł elegancki mężczyzna, o fantazyjnie przyciętym zaroście, przypominający trochę Rumburaka, wyglądający na dobrze zakonserwowanego pięćdziesięciolatka i.... skinął w stronę studenciny. Ten poczuł się jak Kopciuszek, albo Śpiąca Królewna, po którą przyjechał wymarzony książę, żeby ją zabrać do krainy wiecznej szczęśliwości, gdzie dobrze zorganizowane grupy gastarbaiterów obierają ogórki, zbierają maliny, kopią szparagi i zbierają tony winogron, kosząc przy tym niesamowitą kasę. A więc istnieją jeszcze dobrzy ludzie na tym świecie, którzy sami (!) bezinteresownie (!) chcą pomóc innym w drodze do raju.
Studencina migiem wpakowała się do Porsche, a Rumburak ruszył z kopyta. Bardzo mu się spieszyło- właściwie to już był mocno spóźniony ale również gotów był (dosłownie) na wszystko, żeby tylko jak najmniej się spóźnić.... żona wydzwaniała mu cały czas... tak w ogóle to był Polakiem mieszkającym zagranicą, nieco zniemczonym ale ciągle dobrze mówiącym po polsku i chcącym skręcić dobry biznes w starym kraju, zrobił tam niesamowitą karierę, bardzo dużo zarabiał nawet jak na warunki zagraniczne i mieszkał w centrum stolicy, gdzie mieszkania są najdroższe a on miał nawet dom, oprócz tego kupił jeszcze gospodę i zajazd i młyn w Polsce, które chciał przekształcić w hotele, pensjonaty o bardzo intymnym charakterze, żeby mógł przyjeżdżać ze swoimi przyjaciółmi z pracy i zostawać na parę dni na piknik, kulig, narty, ognisko, pieczenie baranów, żeby odpocząć po tej ciężkiej pracy, którą wykonują na co dzień i naprawdę bardzo mu się spieszyło ale koniecznie musiał odwiedzić ciecia w nowo zakupionej gospodzie, żeby ustalić z nim pewne szczegóły o których nikt nie powinien wiedzieć ale studencina może wiedzieć, bo od razu wystarczy spojrzeć na studencinę, żeby wiedzieć że to uczciwy facet i od razu rozumie innych uczciwych facetów, że oni ci faceci nie zawsze mogą być tacy uczciwi bo chcą dać zarobić swoim rodakom przecież ale jak się mają dzielić bogactwem ze skarbówką, kiedy nie ma żadnego bogactwa tylko długi i kredyty, zaciągnięte na zakup tych polskich hacjend które przecież są do remontu a te kredyty trzeba przecież spłacać i to on ze swojej ogromnej/skromnej (w zależności od interpretacji) pensji musi spłacać a po spłacaniu już ta pensja nie jest taka ogromna, ale on jest uczciwy i chciałby dać zarobić rodakom ale szuka takich na których mógłby polegać (w sensie przenośnym oczywiście (chichot), chociaż w sensie dosłownym jakby się jakaś fajna znalazła to też przecież musi przetestować jakoś towar do swoich hoteli (rechot).....
Studencinie w tym momencie zaczynało się robić niedobrze. Trudno powiedzieć z jakiego powodu dokładnie. Być może powodem było to, że cudny książę o pięknej fryzurze coraz bardziej przypominał złośliwą karykaturę Rumburaka. Stawał się coraz mniej książęcy a coraz bardziej szatańsko- rumburakowy w obrzydliwy sposób. Ale powodem mogły być wcale nie rumburakowe pierdoły i pseudofilozofie, tylko zwyczajne nagłe zwroty auta, które szarpało się między 100 a 200 kilometrami na godzinę w porywach do 240. Studencina nigdy by nie przypuszczała, że po polskich dziurawych, krętych i źle oznaczonych drogach można nawet tak szybko jechać. A jednak! Szarpaniu auta, gwałtownym przyspieszaniom i hamowaniom towarzyszyły skręty wszystkich flaków. Studencina cały dzień nie jadła więc nie było czym wymiotować na szczęście, jednak wrażenie tańca okrężnicy z jelitem cienkim, żołądkiem wątrobą i skoki ciśnienia i tak były trudne do wytrzymania.
Być może te mdłości i odruchy wymiotne były powodowane jeszcze krętością górskich dróg. Pokrętna filozofia, pokrętne myślenie, pokrętne drogi, pokręcony charakter.... i skręcające się niczym robaki- jelita Studencina była już na granicy wytrzymałości, a Rumburak schowany za kierownicą od czasu do czasu rzucał okiem w jej stronę, żeby się przekonać, że jeszcze wytrzyma i że jeszcze można go potorturować. Oczywiście o zatrzymaniu się nie było mowy. Nie może stracić ani minuty, bo za późno przyjedzie do domu i będzie miał problemy, żeby się wytłumaczyć przed nadzwyczaj (nie wiadomo dlaczego) podejrzliwą żoną, tylko niech się nie waży wymiotować w tym nowiutkim Porsche! Zaszczuta studencina walczyła z treścią żołądkową, która za wszelką cenę chciała opuścić swoje naturalne środowisko, uciec z żołądka, wyskoczyć, przedrzeć się, uwolnić! uwolnić i pobiec w dal na oślep... całkiem tak jak jej pan rozważał przed paroma jeszcze godzinami na widok policjantów. Studencina nawet bała się myśleć z czego ta treść żołądkowa, bo przecież nie z jedzenia, a jak tylko zaczynało się myślenie o tym co to może być to równocześnie zaczynały się jeszcze bardziej nasilać i tak silne torsje.
Biznes z cieciem został załatwiony migiem. W zasadzie to było 7 minut rozmowy albo raczej rozliczania z tego czy cieciowi udało się załatwić jakieś panienki do hotelu. Te 7 minut nie wystarczyło, żeby studencina doszła do siebie i znowu zaczęły się drogowe szaleństwa połączone z próbami uwolnienia treści żołądkowej. Po drodze Rumburak zabrał dwie chichrające się ciągle i paplające nastki, które nie omieszkał intensywnie wypytać o chęć pracy dla międzynarodowej sieci hoteli, oferującej im ogromne możliwości rozwoju intelektualnego i językowego, bo musiałyby pracować z samymi gośćmi zagranicznymi. Kiedy już obydwie strony porozumiały się co do charakteru pracy i pakietu usług jakie będzie potrzebowała ta zagraniczna 'klijentela', nastolatki grzecznie odmówiły, bo wybierają się na studia, natomiast zaoferowały z ochotą pomoc swojej koleżanki, która była znana w całej okolicy, że takiej pracy się nie boi a nawet chętnie za darmo by oferowała niezbędne usługi.
Studencina zaczęła czuć lekki paraliż lewej strony ciała i zaczęła się w tym momencie modlić o przetrwanie. Kątem oka widziała badawcze spojrzenia rzucane od czasu do czasu przez Rumburaka w trakcie tej nadzwyczaj miłej konwersacji ale wyglądało na to, że kierowca oceniał bardzo wysoko możliwości przetrwania swojego pasażera, albo być może chciał zobaczyć co się stanie jak pasażer nie wytrzyma- czy zwymiotuje na tę piękną skórzaną tapicerkę, czy się zamęczy. A jeżeli się zamęczy to jak będzie taka śmierć z zamęczenia wyglądała. Wszytko wskazywało na to, że Rumburak bardzo dobrze się bawi obserwując cierpienia swojej ofiary.
Auto zatrzymało się na chwilę z piskiem opon i nastki wysiadły, podśmiechując się ze swojej puszczalskiej koleżanki. Samochód błyskawicznie przekroczył 200 i minął policjanta, który nie zdążył wybiec zza drzew na pobocze z lizakiem w ręku. Zobaczyliśmy jak podnosi rękę do góry w tej samej chwili, gdy go mijaliśmy. Wyglądało to dość groteskowo- ruchy policjanta wydawały się jakieś spowolnione. Jak na filmie.
Byli w połowie drogi ale z drugiej strony na autostradzie, więc powinno być lepiej. Treść żołądkowa przestała się szarpać niczym wróbel w klatce obijający się o ścianki. Paraliż nie ustępował. Atak przyszedł z innej strony- pasażer poczuł narastające parcie na pęcherz. Paraliż ścisnął bardziej, przechodząc z czasem w bardzo bolesny, coraz bardziej bolesny skurcz. Mówienie stało się niemożliwe. Rumburak ciągle lustrował granice ludzkiej wytrzymałości. Cóż- najwięksi eksperymentatorzy lubią wiedzieć jak zachowują się organizmy żywe poddane presji psychicznej bądź fizycznej. Jak daleko sięga ich wytrzymałość? Co się dzieje po przekroczeniu progu wytrzymałości? Jak wygląda konanie, śmierć, reakcja na różne rodzaje bólu, tortury? Co się stanie jak odetniemy głowę? Jak długo organizm będzie dawał oznaki życia? Czy można przeszczepić całe kończyny? Niestety to mogli odkryć tylko ci naprawdę najwięksi eksperymentatorzy, którzy dzięki swojej bezcennej wiedzy byli w stanie potem nawet uniknąć tych absurdalnych oskarżeń o zbrodnie wojenne. Żeby się dowiedzieć tego, co oni wiedzieli Rumburak musiałby przekroczyć granicę, której nie chciał przekroczyć. A zresztą ta wiedza, płynąca z obserwacji siedzącego obok studenciaka, była dla niego źródłem wystarczającej satysfakcji. Taki studenciak to doskonały przedmiot eksperymentu. Żeby zabić albo coś amputować i przeszczepić- trzeba by było się pobrudzić. Kosztowałoby zbyt wiele wysiłku samo zacieranie śladów. Ktoś mógłby go szukać. A tak wystarczy że widać jak mocuje się ze samym sobą i jakież to słodkie będzie jak przegra przegra tę nierówną walkę. A przegra na pewno- nawet jeśli wygra to przegra. Bo jak wygra, tzn. wytrzyma, to wygra tylko ze samym sobą, ale przegra za to z eksperymentatorem, bo tak czy inaczej dostarczył mu już przecież przedniej rozrywki, graniczącej z uczuciem mistycznym, tak trudnym do osiągnięcia.A jak puści to przegra sromotnie i z kretesem- będzie można go połajać, wyrzucić z samochodu, oskarżyć, kazać zapłacić albo i w inny sposób wykorzystać tę sytuację.
Kiedy dojechali na miejsce a student wytoczył się, przytrzymując pojazdu, Rumburak wyszedł i wyciągnął z bagażnika plecak. Położył go delikatnie na poboczu jezdni i podszedł z szerokim przyjacielskim uśmiechem do swojego pasażera. Nieco jowialnie, ściskając i potrząsając jego dłonią, niby mimochodem zwrócił się do niego z pytaniem czy to on nie chciałby zostać szefem remontowanego hotelu, z którego cieciem rozmawiali. Jednocześnie dobrze byłoby zastanowić się nad jakimiś koleżankami z akademika, które chciałyby tam popracować, czy to sezonowo czy na stałe. Taki inteligentny chłopak na pewno ma wiele koleżanek. Trzeba tylko porozmawiać. Zostawi swoją wizytówkę. Student przyklęknął i oparł dłonie na ziemi. W jednej chwili trysnęły z niego płyny ciała. Gorzkie, słone, słodkie i kwaśne. Żółte, zielone, brązowe, i bezbarwne. O przeróżnej konsystencji. Jakby ktoś nagle szybkim gwałtownym ruchem wycisnął człowieka-cytrynę.
Samochód ruszył z piskiem opon. Rumburak nie mógł patrzeć na takie obrzydliwości. On przedstawiciel wyższej kultury- nie mógł sobie pozwolić na coś takiego. Jak mógłby wrócić do swojego sterylnego świata? W świecie zachodnim nie ma takich rytuałów oczyszczenia, które pozwoliłyby mu oczyścić się do końca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz